W Filii nr 2, odbyło się pierwsze w tym roku kalendarzowym spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla Dorosłych. Przedmiotem rozmowy była powieść Niny Wähä pt. „Testament”.
Jest to wielowątkowa historia pewnej fińskiej rodziny, która dzieje się na dalekiej północy Finlandii w dolinie Tornio. Rodzina Toimich liczy czternaścioro dzieci, jeśli brać pod uwagę także nieżyjącą dwójkę. Wychowane przez surowego ojca i bezradną matkę rodzeństwo dzieli się na tych, którzy opuścili dom rodzinny i próbują uporać się z traumami oraz, tych, którzy w nim pozostali. Zbliżające się święta Bożego Narodzenia i przyjazd najstarszej Annie są kluczowym momentem by zjednoczyć siły dla osiągnięcia wspólnego, trudnego celu.
„Testament” to powieść o egzystencji 12 ludzi, o ich decyzjach, wyborach, zachowaniach, o miłości i niemiłości, bólu i o braku szczerego kontaktu. To historia także o żałobie po zmarłych dzieciach oraz o rodzinie, jaką mogła być, gdyby nie śmierć i trauma.
Podczas styczniowego spotkania dyskusja koncentrowała się na kilku wątkach powieści, wśród nich na plan pierwszy wysunął się temat rodziców i dzieci i ich wzajemnych relacji. Te relacje są trudne i skomplikowane, czuje się brak ciepła, bliskości. – Jak ojciec te dzieci traktował, jak on się do tej rodziny zwracał? Jak oni wszyscy wyczuwali, jak je zastrasza? – zadała pytania pani Kasia, nowa klubowiczka. Czy ona wychowywała dzieci? – podjęła wątek pani Wiesia. W odpowiedzi jedna z uczestniczek odniosła się do sytuacji życiowej – ci rodzice byli tak wychowani w tym głodzie i biedzie, ze dla nich priorytetem była ucieczka przed tym głodem a te potrzeby emocjonalne schodziły na plan dalszy. Zaś pani Jola dodała – śmierć tych pierwszych dzieci była kluczem do wszystkiego, co się później działo i ja tak odebrałam,(…) każde następne dziecko zagłuszało tęsknotę za tymi pierwszymi. Inne zdanie w tej kwestii miała pani Iwona – może ona miała tę uwagę rozproszoną, też była w rozpaczy, ale nie zgodzę się z tym, ze ich nie wychowywała. No bo zapewniła im wszystko to co potrafiła. Może nie umiała jakoś tak uczuciami ich obdarzyć i taką opieką ale to też były inne czasy. Wszystko zależy jak dzisiaj rozumiemy wychowywanie. Wtenczas na wsi, w biednych rodzinach wielodzietnych, każde dziecko miało swoje miejsce. Każde było od czegoś i każde coś opanowało perfekcyjnie. A matka miała dbać o to, żeby było wyprane, żeby dostali jeść i było gdzie spać. A ten ojciec został taki odtrącony dodała pani Grażyna.
Kolejnym tematem rozmowy były relacje między rodzeństwem. Bohaterami powieści jest dwanaściorga dzieci, wywodzących się z tego samego źródełka. Każde z nich to kółeczko w maszynie życia a mama i tato są jacy są. Opisywane wydarzenia i każdy bohater zostaje nam pokazany z różnych stron i daje odpowiedź, kim jest, jak widzi rodziców, z jakimi problemami się boryka. Każdy czuje się niezrozumiały, samotny, biegnie za swoimi marzeniami a przede wszystkim poszukuje swojej tożsamości. Każdy nosi w sobie jakąś tajemnicę. Nina Wähä stawia wiele ważnych pytań, które są uniwersalne dla współczesnego społeczeństwa. Czy każdy może być szczęśliwy? Czy ludzie mogą się rozumieć nawzajem? Czy człowiek sam decyduje o własnym życiu? Czy można sprzeciwić się losowi? Zacząć od nowa? Nie ma tu prostych odpowiedzi, a zło i dobro mieszają się, tworząc realny i bliski życiu odcień szarości i mroku. Czy uda im się porozumieć, jeśli każdy z bohaterów jest inny?
W dalszej części spotkania dyskusja toczyła się wokół kolejnych wątków: przemiany Siri po rozwodzie, samotności bohaterów, szukaniu przez nich swojej tożsamości i seksualności. Dużo emocji wśród pań wzbudziła sprawa testamentu i listu ojca, który miał być oczyszczeniem i pokazaniem, że potrafi kochać. – Największym szokiem było dla mnie przeczytanie tego listu. Ja miałam wrażenie, jakby on miał osobowość z jakąś wrażliwością, z przemyśleniami. Tak mi nie pasowała ta jego inna osobowość do wszystkiego co było poprzednio. A dlaczego on taki się stał? Był dobrym mężem do czasu śmierci dzieci i potem ciągle się zmienia. Dlaczego? – zastanawiała się pani Ania. Co było autentyczne? Bo ja nie mogłam się z tym pogodzić – dokończyła swoją myśl. Polemikę podjęła pani Kasia, zaznaczając, że autorka przedstawiła go jako człowieka przemocowego, a potem porefleksyjnego. Jej zdaniem przeszarżowała.
„Życie jest najwspanialsze tuż przed katastrofą”.
Niektóre klubowiczki uznały, że choć ta książka jest przegadana i mroczna, to jednak bardzo wartościowa. Bo może chwilami zmęczyła, znudziła, to jednak pokazała, że tak niewiele wiemy o „zimnej wojnie” i o tych terenach. A to miało duży wpływ i znaczenie dla tych ludzi. – Oni nigdy nie byli do końca pewni, po której stronie granicy się znajdą, czy będą w Szwecji czy w Finlandii – dodała pani Grażyna.
Gdy czytałam tą książkę, to miałam poczucie, ze daje do myślenia. I jestem w szoku nad pracą, jaką tłumaczka musiała wykonać, żeby oddać atmosferę. Ale jaką dużą przyjemność sprawia jak się ją czyta. I to jest ta chwila przyjemności – podsumowały spotkanie uczestniczki DKK.
Żródło MBP Stalowa Wola